26.04.2017

Bartosz Biernacki – LUBSPORT.PL: Jak to się stało, że trener z takim CV wylądował w IV lidze?

Marek Motyka: Mam ogromny sentyment do miasta Zamość. Grałem tutaj przez półtora roku, po powrocie z kontraktu zagranicznego. Chcieliśmy awansować z III do II ligi, czyli na aktualne zaplecze Lotto Ekstraklasy. Podjąłem się tej współpracy z pozytywnym skutkiem. Uzyskaliśmy promocję i zbudowaliśmy klub, który godnie reprezentował to miasto. Kiedy zaczynałem tutaj grać, na trybuny przychodziło po czterysta osób. Potem było ich nawet siedem tysięcy! To były wspaniałe chwile, a ja byłem bardzo szanowany. Przez lata śledziłem losy Hetmana i zastanawiałem się, dlaczego ten klub praktycznie zniknął z piłkarskiej mapy kraju. W lipcu zostałem zaproszony na uroczystość reaktywacji Klubu Sportowego Hetman Zamość. Porozmawiałem z nowymi działaczami, zobaczyłem zespół, ale jeszcze wtedy nie myślałem, że będę tutaj pracował. Włodarze klubu chcą zbudować coś dużego na trwałych fundamentach. Ta wizja mi się spodobała, jednak byłem trenerem Concordii Knurów. Śledziłem losy klubu, wiedząc, że celem drużyny jest awans. Po rezygnacji z pracy na Górnym Śląsku dostałem telefon z Zamościa. W tym samym czasie rozmawiałem z innymi klubami, bo były też zapytania z Lotto Ekstraklasy. Poprosiłem działaczy Hetmana o cierpliwość i wiedząc, że nie obejmę zespołów z wyższej półki, postanowiłem podjąć się próby odbudowania pozycji klubu z Zamościa.

Co skłoniło Pana do przyjęcia oferty z Zamościa?

Mam do spłacenia dług wdzięczności wobec miasta Zamość. Usiadłem do rozmów z działaczami, wysłuchałem, jak wygląda ich wizja i wiem, że są tutaj duże możliwości. Po tej rozmowie długo się nie zastanawiałem nad przyjęciem propozycji. Uznałem, że jest to ciekawa oferta. Zostałem ciepło przyjęty przez sponsorów i prezydenta, bardzo mi się to spodobało i postanowiłem zaryzykować. Wiem, że moja decyzja może zaskakiwać, ale w dzisiejszych czasach czasem trzeba przemyśleć, gdzie można odbudować swoją osobę.

W Hetmanie Zamość występował Pan jako piłkarz wiosną sezonu 1990/1991 i jesienią kampanii 1991/1992. Jak bardzo zmienił się klub od tamtego czasu?

Obiekt w Zamościu zawsze był imponujący i atrakcyjny. Teraz powstała tu siłownia i korty, a są plany, by wykorzystać pozostałe tereny. Wiem, że są na to pieniądze i zamojski OSiR będzie żył. Sam stadion raczej się nie zmienił. Wiadomo, że jest to obiekt za duży jak na IV ligę. Szkoda, że teraz jest pusty, ale ja bardzo cenię sobie kibiców Hetmana, którzy swego czasu mnie zauroczyli. Tak, jak wspomniałem, gdy zaczynałem tu grać, na nasze mecze przychodziło czterysta, pięćset osób. Potem było ich siedem tysięcy i chciałoby się wrócić do tamtych czasów. Warunek jest jeden – solidna gra. Nad tym będziemy ciężko pracować. Projekt wydaje się ciekawy, chciałbym w nim zaistnieć i spłacić dług wdzięczności wobec fanów i tego miasta. Kibice zawsze są wielkim wsparciem dla tego klubu i mocno na nich liczę.

DSC02044

Czy obejmując drużynę, znał Pan choćby jednego z piłkarzy Hetmana?

Zawodnicy są dla mnie nowi, z żadnym z nich nigdy nie pracowałem. W lipcu, podczas wspomnianych uroczystości, widziałem ich w sparingu i bardzo mi się spodobali. W Zamościu chcemy stworzyć lokalny Ajax Amsterdam, a więc drużynę złożoną z młodych chłopaków z regionu. Chcemy się porozumieć i nawiązać współpracę z klubami ościennymi z naszego województwa i z Podkarpacia. Musimy odbudować zaufanie i szacunek. Nie chcemy stranierich, będziemy stawiali na swoich ludzi. Będziemy grupą młodych, ambitnych piłkarzy, którzy marzą o wielkiej karierze. Hetman ma być przystankiem w drodze do dużego transferu. Mam kontakty w klubach Lotto Ekstraklasy i nikomu nie będziemy blokowali drogi do kariery. Powiem więcej, będziemy zadowoleni, że dołożyliśmy do tego swoją cegiełkę.

Jaki cel postawili przed Panem włodarze klubu?

Zadanie jest proste. Do czerwca trzeba dokładnie poznać zespół i taktycznie ukierunkować zawodników. Chcemy mocno popracować i przyjrzeć się temu, jakim dysponujemy materiałem ludzkim. Wtedy będzie można powiedzieć, co dalej. Motywuje mnie ogromna chęć do pracy i zaangażowanie piłkarzy. Na treningu muszę ich hamować, bo się boję, że się pozabijają. Jestem zbudowany atmosferą, która tu panuje i stabilizacją klubu. Mam dużą wiedzę, którą wyciągnąłem z boiska i z pracy trenerskiej i chcę ją przekazać chłopakom. Mam nadzieję, że mi zaufają i z tego skorzystają.

Strata do Chełmianki Chełm i Górnika II Łęczna jest spora. Wierzy Pan w możliwość podłączenia się do walki o awans?

Nie ukrywam, że chciałbym, abyśmy włączyli się do walki o awans już w tym sezonie. Zdajemy sobie jednak sprawę z siły Chełmianki Chełm i Górnika II Łęczna. Wiemy też, że nie wszystko zależy od nas. W piłce bywa różnie, niczego jeszcze nie przekreślamy i do końca będziemy dążyli do celu. Jeśli się nie uda, to nie będzie tragedii. Rundę wiosenną chcemy zakończyć jak najlepiej. Każdy zawodnik ma czystą kartę i do czerwca pracuje na swoją ocenę. Później zastanowimy się na jakie pozycje potrzeba wzmocnień.

DSC01995

Jak będzie grał Hetman Zamość pod wodza Marka Motyki?

Jestem zakochany w Barcelonie, dlatego interesuje mnie ofensywna gra. Chcemy strzelać dużo bramek i cieszyć tym publikę. W czasach, kiedy grałem w Hetmanie, sponsorował nas śp. Krzysztof Duda, który najbardziej lubił cyfrę „siedem”. Po zwycięstwach 7:0 mogliśmy liczyć na dodatkową premię. 3:0, czy 4:0 to było dla niego za mało. Już wtedy presja była duża. Wówczas Hetman zbudowany był na zawodnikach z zewnątrz. To nie jest ten kierunek, który mi się podoba. Powiem raz jeszcze, że liczę na współpracę z klubami z sąsiedztwa.

Ostatnio prowadził Pan Concordię Knurów. IV liga na Górnym Śląsku jest mocniejsza od tej w województwie lubelskim?

Jest jeszcze za wcześnie, by to ocenić. Na Górnym Śląsku w tych rozgrywkach jest sześć zespołów, które byłyby w czołówce IV ligi lubelskiej. Śledziłem poczynania Chełmianki Chełm i Górnika II Łęczna. Fantastyczną robotę wykonuje Tomasovia Tomaszów Lubelski, która ma mocne drużyny juniorskie, co godne podkreślenia. Wielki szacunek dla działaczy tego klubu.

Przygotowując się do tego wywiadu, szukałem innych wątków łączących Pana osobę z województwem lubelskim. Jako trener Górnika Zabrze prowadził Pan obecnego szkoleniowca Avii Świdnik Jacka Ziarkowskiego i byłego zawodnika m.in. Hetmana Zamość Jana Ciosa, a w Koronie Kielce krótko trenował Pan byłego piłkarza Motoru Lublin Marcina Popławskiego. Jak wspomina Pan tych graczy?

Bardzo dobrze. Jacek Ziarkowski był bardzo utalentowanym zawodnikiem i świetnym strzelcem. Pamiętam jego spryt pod bramką rywali. Współpracować z nimi to była duża przyjemność. Zawsze staram się mieć dobry kontakt z piłkarzami. Zawodnicy, którzy oddają na boisku i na treningu całe serce, nigdy nie mają ze mną problemów. Jan Cios i Marcin Popławski mieli te cechy.

Na inaugurację wygraliście 5:1 z Włodawianką Włodawa. Jak podsumowałby Pan występ swojego zespołu?

Wynik jest dobry, ale popełniliśmy zbyt dużo błędów, dlatego nie ma euforii. Szkoda, że daliśmy sobie strzelić bramkę. Chłopaki włożyli w ten mecz dużo serca, stworzyli sobie masę okazji i strzelili tylko pięć goli. Wiem jednak, że nie mogę jeszcze zbyt wiele od nich wymagać. Potrzebujemy czasu, ale to spotkanie wiele mi podpowiedziało. Cieszy mnie to, że młodzi piłkarze, którzy weszli na boisko po przerwie, strzelili trzy bramki. Ta młodzież udowadnia, że trzeba ją traktować poważnie.

s3_fa765591a204ce51b085aef31913d445

W pierwszym meczu nie mógł Pan skorzystać z usług Rafała Turczyna. Co więcej, urazu doznał Filip Drozd. Wiadomo, jak wygląda stan zdrowia tego duetu?

Wiem, że Filip Drozd miał problem z mięśniem dwugłowym, ale szczegółów nie znam. Rafał Turczyn złapał dość poważną kontuzję kolana i aktualnie się rehabilituje. Zobaczymy, co powiedzą ludzie odpowiedzialni za ich stan zdrowia. Obaj to podstawowi zawodnicy, więc duża szkoda, że nie mogę z nich skorzystać. Mam nadzieję, że szybko dojdą do siebie.

Na koniec zapytam jeszcze, czy uczy Pan już swoich piłkarzy słynnej „szarańczy”?

(śmiech) Jako piłkarz i trener mam za sobą ogromne doświadczenie z najwyższej klasy rozgrywkowej, byłem też reprezentantem Polski, a paradoksalnie najbardziej zasłynąłem właśnie z tego stałego fragmentu. Jako trener Garbarni Kraków obiecałem sobie, że nie zagramy już „szarańczy”, bo chciałem pokazać swój warsztat i nim zasłynąć, ale kibice zaczęli się tego domagać. Przed pierwszym meczem w roli trenera Hetmana było za mało czasu na naukę, lecz w przyszłości tego nie wykluczam. Stałe fragmenty to mój konik. W Zamościu jedynym minusem jest wzrost moich zawodników, bo mamy niewysokich chłopaków. Czasem będziemy improwizować, szukać czegoś innego, ale „szarańczę” mamy w zanadrzu.

Rozmawiał Bartosz Biernacki – redaktor serwisu „Lubsport”.

Zachęcamy do odwiedzania i śledzenia informacji o piłkarskiej Lubelszczyźnie na www.lubsport.pl

Dodał: Kamil Gac