Marek Sztochel: W kolejce po najlepszego na Lubelszczyźnie czwartoligowego napastnika ustawiły się m.in. Lublinianka, Podlasie Biała Podlaska i Wisła Sandomierz. A Oleksij Rodewicz wybrał Hetmana Zamość. Dlaczego?

Oleksij Rodewicz: Chciałem grać z Hetmanie Zamość, bo ten klub ma ambicje awansować do III ligi, a to dla mnie bardzo ważne. Otrzymywałem propozycję gry z klubów trzecioligowych, ale kluby te nie miały ambicji, żeby piąć się w górę ligowej hierarchii. A mnie interesuje walka o czołowe lokaty, kolejne zwycięstwa, awanse i dalszy rozwój sportowy. Hetman spełnia pod tym względem moje oczekiwania. W Zamościu są doskonałe warunki do wygrywania meczów. Wszystko jest, jak trzeba. Wrażenie robi baza sportowa, zwłaszcza piękny stadion. Podobają mi się również zamojscy kibice. Są bardzo fajni. Aż chce się dla nich grać.

– Przeciwko Hetmanowi miałeś okazję zagrać w rundzie wiosennej sezonu 2014/2015. Jakie wrażenie wywarła na Tobie drużyna z Zamościa?

– To było w kwietniu 2015 roku. Przegraliśmy na własnym boisku z Hetmanem 0:3. Było widać, że pokonała nas drużyna, która regularnie, codziennie trenuje. W Hetmanie było wtedy dużo młodych piłkarzy. Wrażenie robiło ich dobre zgranie. Każdy zawodnik wiedział, jak ma się ustawić na boisku, jak asekurować kolegę z drużyny i jak drugiemu pomagać. Piłkarze z Zamościa mieli pomysł na rozgrywanie i wykańczanie akcji. Potrafili wygrywać.

– Czy mógłbyś opowiedzieć o swojej dotychczasowej karierze piłkarskiej?

– Urodziłem się 11 sierpnia 1988 roku w Tałałaiwce, w obwodzie czernihowskim. Jak miałem 12 lat, to rozpocząłem treningi w szkółce piłkarskiej w Kołomyi. Potem zostałem zawodnikiem Karpat Lwów. To był 2006 rok. Przyjechałem na testy do Lwowa. Cztery dni później podpisałem swój pierwszy kontrakt. Przez jeden sezon grałem w drugim zespole Karpat, później dwa sezony występowałem w zespole dublerów, czyli w drużynie młodzieżowej do lat 21. Dostałem wreszcie szansę zaprezentowania swoich umiejętności w ukraińskiej ekstraklasie. W pierwszym zespole Karpat zaliczyłem pięć meczów ligowych. Na początku grałem na pozycji lewego obrońcy. Później przeszliśmy na ustawienie 1-4-3-3. W tym schemacie zostałem lewym napastnikiem. W 2010 roku zostałem wypożyczony do pierwszoligowego MFK Mikołajów. W sezonie 2010/2011 zostałem królem strzelców I ligi. Grałem już wtedy na pozycji środkowego napastnika. Klub z Mikołajowa wpadł w kłopoty finansowe. Przez trzy miesiące nie otrzymywałem pieniędzy. Zwróciłem się więc do sądu w związku piłkarskim z pismem, żeby klub oddał mi należne pieniądze. Sprawa w sądzie przeciągała się, a ja nie byłem w tym czasie dopuszczany do udziału w treningach i meczach. W 2012 roku wróciłem do Kołomyi. Tamtejszy klub był półamatorski, jak Hetman. Uczestniczył w rozgrywkach analogicznych do polskiej IV ligi. Niestety, sytuacja na Ukrainie była bardzo zła. Klub nie płacił pieniędzy, a ja miałem na utrzymaniu żonę i dziecko. Sytuacja zmusiła mnie do wyjazdu za granicę. W Orlętach Radzyń Podlaski grał mój kolega, Witalij Mielniczuk. To on zaprosił mnie do Polski. Było kilka wariantów, ale wybrałem Opolanina. Trener tego zespołu, Mirosław Kosowski, dwa razy przyjeżdżał do mnie, do Lwowa. Był na tyle skuteczny w rozmowach, że przekonał mnie do swojej drużyny.

– Wraz z Tobą przyjechał do Polski Anton Lucyk.

– Razem gramy w jednej drużynie od lat. Jeśli ja zmieniam klub, to on także. Dobrze się złożyło, że trener Mirosław Kosowski zapytał mnie, czy znam jakiegoś zawodnika, który mógłby przybyć do Opolanina razem ze mną. Bez wahania poleciłem mu Antona. Znamy się od lat. To nie tylko bardzo dobry zawodnik, ale również wartościowy człowiek. Nie jest przypadkiem to, że został ojcem chrzestnym mojego syna.

– W Opolaninie spędziłeś półtora sezonu. Jak będziesz wspominał ten okres?

– W Opolu Lubelskim jest dobra, walcząca komanda, złożona z wielu ciekawych zawodników. Nic złego nie mogę o nich powiedzieć. Także o klubie mam dobre zdanie, choć nie był mi w stanie zapewnić takich warunków, jak Hetman. W Opolaninie zdobyłem doświadczenie, ale wolałem grać w drużynie, która walczy o awans do wyższej ligi, a nie broni się przed degradacją do niższej. Interesują mnie zwycięstwa. Chcę strzelać więcej goli.

– Jakie cele wyznaczyłeś sobie w Zamościu?

– Po podpisaniu umowy z Hetmanem zapowiedziałem, że w najbliższym sezonie zdobędę dla drużyny z Zamościa w IV lidze 30 bramek. Prezes Hetmana Mirosław Kędrak, dyrektor Piotr Welcz i trener Krzysztof Rysak zaczęli się z tego śmiać. Chyba moje słowa uznali za żart. Wtedy założyłem się z dyrektorem Piotrem Welczem o te 30 goli. Zamierzam wygrać ten zakład. Grając w o wiele słabszym zespole zdołałem zdobyć 21 bramek, to dlaczego teraz nie mógłbym być bardziej skuteczny?

– A co powiesz o swoim koledze, Antonie Lucyku?

– Jeśli na boisku jest nas dwóch, to tak, jakby było nas czterech. Jeśli każdy z nas występuję pojedynczo, to jakby żadnego z nas nie było w składzie. Tak bardzo jesteśmy zgrani, a nasza wspólna wartość jest podwójna. Podążamy tą samą drogą sportową o paru ładnych lat. Anton na boisku jest w stanie zrobić wszystko, bo dobrze drybluje i strzela. Ma doświadczenie, jest piłkarzem chytrym, przebiegłym. Trener Janusz Dec wystawiał go na pozycji lewego obrońcy. Z kolei trener Krzysztof Rysak zapowiedział, że Anton będzie grał na lewej pomocy lub na „dziesiątce”. To najbardziej by mi odpowiadało.

– Podoba Ci się w Zamościu?

– Jest tu tak pięknie, że brakuje mi słów, aby to wyrazić. Elegancko wygląda zwłaszcza Starówka. Jest gdzie odpocząć po treningach i meczach, zrelaksować się, spacerując po placu. Nawet nie wiem, do jakiego innego miasta mógłbym Zamość porównać. Bo to miasto jest naprawdę wyjątkowe. Cieszę się, że trafiłem do Hetmana. Myślę teraz tylko o awansie do III ligi. O niczym innym nie chcę nawet gadać.

MaSzt, fot. Piotr Welcz
środa, 23 czerwca 2016