„Chełmianka mistrzem jesieni!” – czytamy w tytule relacji z meczu Hetmana Zamość z Chełmianką Chełm (0:4), opublikowanej przez chełmski tygodnik „Nowy Tydzień” (nr 46 z dn. 14 listopada 2016). Relacja jest dość obszerna. Autor tekstu przedstawia nie tylko przebieg rywalizacji Hetmana z Chełmianką, ale różne okoliczności, związane z tą potyczką. Daje się także ponieść emocjom, komentując występ chełmskich piłkarzy na zaśnieżonym, zamojskim stadionie. „Chełmianka w Zamościu zagrała przede wszystkim dojrzale, a pod względem taktycznym niemalże perfekcyjnie. Bez wątpienia wspięła się na wyżyny swoich możliwości, prezentując przez dłuższy czas trzecioligowy poziom. Gra w piłkę sprawiała piłkarzom gości radość. Kto wie, ale mecz z Hetmanem był chyba najlepszym wyjazdowym pojedynkiem w wykonaniu chełmskiej drużyny, do kiedy prowadzi ją Artur Bożyk” – cytujemy fragment artykułu z łamów tygodnika „Nowy Tydzień”.

Tymczasem opinie osób postronnych, spoza Zamościa i Chełma, licznie zgromadzonych na zamojskim stadionie podczas meczu, są zgoła inne. – Absolutnie Chełmianka nie zasłużyła na zwycięstwo w Zamościu. Absolutnie nie zaprezentowała trzecioligowego poziomu. Hetman był zespołem lepiej grającym, choć też nie zagrał jak trzecioligowiec. Wynik spotkania dwóch najlepszych w IV lidze drużyn jest bardzo niesprawiedliwy, jak to często w piłce nożnej bywa. Ten rezultat krzywdzi dobrze grającego Hetmana – twierdzi obecny na meczu w Zamościu Jacek Paszkiewicz z Tomaszowa Lubelskiego, były trener Tomasovii.

Dlaczego zatem Hetman tak wysoko przegrał? Czy rzeczywiście taktyka Chełmianki była „niemalże perfekcyjna”? – Nie wiem, jakie były założenia taktyczne trenera Artura Bożyka, bo nie byłem w szatni Chełmianki na odprawie. Może redaktor chełmskiej gazety był, więc lepiej wie, jaką strategię obrał szkoleniowiec zespołu z Chełma. Na pewno nie była to perfekcyjna taktyka, chyba że trener Artur Bożyk tak sobie wymyślił grę swojego zespołu. Hetman chciał ładnie rozgrywać piłkę krótkimi podaniami, chciał atakować, a Chełmianka nastawiła się tylko na „długie” piłki, na obronę wyniku i kontrataki. Strzeliła cztery gole, ale ani jednego po własnej, składnej akcji – wszystkie po indywidualnych błędach piłkarzy z Zamościa. Hetman zdominował rywala w pierwszej połowie. Miał sporo okazji do strzelenia goli, ale zabrakło mu szczęścia. W całym meczu Chełmianka nie miała ani jednej sytuacji bramkowej, na którą sama zapracowała. Jedyną niewykorzystaną sytuację miała w pierwszej połowie, gdy bramkarz Hetmana niepotrzebnie wyszedł za daleko z bramki i został przelobowany. Druga połowa też należała do Hetmana, ale to Chełmianka była w komfortowej sytuacji, bo wygrywała 2:0. Hetman stosował pressing, a Chełmianka nie. Widać było, że zamojski zespół walczy z determinacją. Strasznie mi żal piłkarzy z Zamościa, bo zagrali poprawny, dobry mecz, jednak boiskowe wydarzenia „układały się” po myśli rywali – komentuje trener Jacek Paszkiewicz.

„Po zmianie stron wiadomo było, że Hetman ruszy odrabiać straty. Tak też się stało, ale poza jedną sytuacją, w której Hubert Czady uderzeniem zza pola karnego przeniósł piłkę nad poprzeczką, nie był w stanie zagrozić świetnie zorganizowanej w defensywie drużynie Chełmianki. Podopieczni trenera Bożyka przejęli kontrolę nad meczem i coraz śmielej wyprowadzali szybkie kontry. (…) Po trzecim golu kibice Hetmana zaczęli opuszczać stadion. Gospodarze byli zdołowani, nie mieli pomysłu na choćby jedną akcję, która przyniosłaby im honorowego gola” – czytamy na łamach „Nowego Tygodnia”.

MaSzt
wtorek, 15 listopada 2016